Rozdział 1
Priletta
Pewnej ciepłej nocy, gdy świeciły gwiazdy, a księżyc raził jak wakacyjne słońce pewna kobieta w brązowym, dziurawym i bardzo zniszczonym płaszczu z kapturem szła drogą z małym niemowlęciem na rękach płacząc, a jednocześnie radując się z niewiadomo jakiego powodu.
Niemowlęcie owinięte było w futro niedźwiedzia, niedawno chyba upolowanego. Mimo zapachu, dziecku było bardzo ciepło i przyjemnie.
Kobieta doszła w ślepą uliczkę i chyba właśnie tego chciała sądząc po wyrazie jej twarzy, a była ona uśmiechnięta. Spojrzała na dziecko i powiedziała:
-Kochanie tutaj zaczyna się twoje życie... Niestety beze mnie, ale będziesz miała wspaniałych opiekunów.. Mam nadzieję, że przyjmą cię z otwartymi ramionami.
Po tych słowach położyła dziecko na ziemi, okryła je bardzo mocno i dotknęła rękami cegieł budynku. Cegły zaczęły przemieszczać się w inne miejsca, aż po prostu zniknęły!
Rozległ się strasznie głośny dźwięk dochodzący z dziury. Dziura świeciła tak mocno, aż kobieta osłoniła dziecię. Przez chwilę myślała, że stoi przed samym słońcem, ale wiedziała, że to właśnie jest przejście do innego świata.. Przejście do Vinawy...
Mając łzy w oczach wrzuciła dziecko do światła i zwróciła się niewiadomo do kogo:
-Vinawo! Oddaję Ci moję dziecię! Opiekuj się nią dobrze.
Nagle światło zniknęło, a kobieta upadła na kolana i zaczęła płakać jeszcze bardziej niż przedtem, potem wstała, i powiedziała do siebie stanowczo:
-Rozumiem.. tak miało być, i tak zawsze będzie.. ona mnie zrozumie, moje małe kochanie mnie zrozumie, moja Erta mnie zrozumie.
Te słowa powtarzała sobie bardzo długi czas i parę sekund później płakała. Wszyscy uważali, że jest wariatką. Mieszkała na ulicy. Żebrała, czasem nawet kradła ze sklepów, aby przeżyć...
Erta była jej jedynym skarbem, miłością...
Nie miała nikogo innego, nie znała swojej matki, ani ojca, ani ciotek, ani wujów, nie znała nikogo bliskiego prócz Erty, którą urodziła w Vinawie...
Niewiadomo jednak kim jest ojciec małej Erty.
Jej matka, gdy była małym niemowlęciem tak samo jak Erta również była oddana Vinawie... taki jest już los.. los Kassanów.. ale o tym napiszę w innym rozdziale...
* * * * *
Mała Erta wrzucona w świecącą się dziurę leżała na pięknej zielonej trawie, a wokół niej były jabłonie, grusze i inne owocowe drzewa.. Ercie bardzo się to podobało, uśmiechnęła się na ich widok. W jej uśmiechu było widać radość, którą spowodowały sady, łąki, śpiewające ptaki, owady i inne. Było widać też smutek. Erta czuła, że straciła jej najbliższą osobę, straciła matkę...
Chwilę popłakała, a potem zasnęła przy pięknej muzyce ptaków.
Jej sen trwał trzy godziny, lecz potem usłyszała ciche głosy.
-Hm... Trefik myślę sobie tak... Może byśmy ją orządlili? - powiedział pierwszy głos.
-No cóż... Judik nie myślę, że był by to dobry pomysł, to tylko dziecko, zaraz zacznie płakać i uszy nam odpadną. - odpowiedział Trefik (bo tak miał na imię drugi głos) - Wiesz jakie są małe olbrzymy.
-Ale ja mam taką chęć na urządlenie kogo kolwiek! - powiedział Judik (pierwszy głos). Po chwili milczenia odezwał się znów: Trefik? Powiedziałeś ''małe olbrzymy'', obawiam się, że to nie jest olbrzym!
-Oh nie wygłupiaj się Judiku! Takie wielkie, żywe stworzenie! Co mogłoby być innego?
-Co mogłoby być innego? Oh... Ja ci powiem co mogłoby być innego! To człowiek! - odpowiedział z radością Judik - Pamiętasz Libettę? Tą, która odeszła z naszego świata i obiecała, że ześle nam swoje dziecko!
Trefik prawie upadł na ziemię, ponieważ przestał machać skrzydełkami (ponieważ jak się domyślacie Judik i Trefik to osy). Przez chwilę nic nie mówił. Bo po prostu nie mógł ,nie mógł wydobyć z siebie ani jednego słowa. Aż Judik się zaniepokoił i szturchnął Trefika:
-Trefik?! Żyjesz? Halo!
-Jestem tu, jestem... Ale jak to możliwe? Już prawie o tym zapomniałem. - powiedział Trefik spuszczając głowę i ściszając głos.
-Jak mogłeś Trefiku! Zapomniałeś o Libettcię? I jej obietnicy? Trefiku! Oszalałeś! - oburzył się Judik. Widocznie Libetta była jakąś ważną osobą w Vinawie.
Niemowlę wpatrywało się w dwie osy i zaczęło śmiać się, klaskać i mówić:
-Gu gu.
Trefik patrząc na słodką Ertę powiedział:
-Oh! Jak ja mogłem zapomnieć o Libettcię i jej obietnicy! Tak mi wstyd! Aż chcę się zamknąć gdzieś i nigdy nie otwierać! Czy ona mi to kiedyś wybaczy!
-Spokojnie, spokojnie Trefiku! To nie koniec świata. Libetta napewno ci wybaczy - pocieszał Judik i obejrzał się dookoła - A tak właściwie? Gdzie Libetta?
-No wiesz Judiku... Libetta nie mówiła, że ona we własnej osobie tutaj przybędzie. - powiedział Trefik, a potem zerknął na Erte i dodał: Mówiła, że ześle nam ją.
Judik trochę posmutniał.
-Tak bardzo tęsknię za Libettą! Była wspaniała! Tak samo jak jej matka, jak jej babka, prababka... - żalił się Judik.
-Właśnie Judiku! Czyli te małe śliczne dziecię też będzie wspaniałe! Przecież jest z rodziny Kassan. - powiedział Trefik uśmiechając się od ucha do ucha.
Judik od razu zrobił się wesoły. Obie osy były bardzo uradowane i wpatrywały się w piękną dziecinę, a potem zaczęły martwić się jak zanieść ją do Apelowego Ogrodu, w którym zbierają się wszystkie magiczne stworzenia, gdy ktoś ma coś bardzo ważnego do powiedzenia. Jednak dla swoich głupot nie można tam przebywać. Apelowy Ogród jest strzeżony przez dwóch olbrzymów.
Są bardzo potężni i żadna ze stworzeń nigdy nie wchodzi do Apelowego Ogrodu bez pozwolenia.
Po namowach postanowili pójść po kogoś kto ma tyle siły, aby wziąć niemowlę na ręce.
-Trefiku? Ale jak mamy jej mówić? Może wymyślimy jej imię? Naprzykład Priletta. Podobne do imienia jej matki Libetty. - odezwał się Judik.
-Judiku, ale jeśli ona ma imię? Nie możemy jej tak po prostu zmienić imienia! - powiedział Trefik patrząc się na dziecko.
-Ale Trefiku! Mamy jej wołać Dziecię-Którego-Imienia-Nie-Znamy-Ale-Je-Napewno-Ma ? - powiedział Judik drwiąc z Trefika.
Trefik po chwili ciszy w końcu się odezwał:
-Maz rację! Od tej chwili tę niemowlę nazywa się Priletta! A moze gdy będziemy chcieli wołać na nią krócej zawołamy Prilla? Takie zmiękczenie.
-Dobrze. Więc może pofrunę do, któregoś olbrzyma, aby wziął ją do Apelowego Ogrodu? - zaproponował Judik.
-Niee.. wiesz jakie są olbrzymy, mogą ją upuścić i w ogóle. Może pofruń do jakiegoś fauna.
Judik z wielkim podekscytowaniem pofrunął do Pola Faunów.
Po prostu F-A-N-T-A-S-T-Y-C-Z-N-I-E ! . www.world-panfu.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńLyli_07
Świetnie :) Bardzo mi się podoba. Gdybyś wydała książkę, chętnie bym ją kupiła. Niezły pomysł z osami, może sam motyw przewodni faktycznie przypomina mi moje opowiadanie, ale w końcu nie jestem pomysłodawcą tematu sierot ;) Hmm, czepnę się tylko ekscentryczności postaci. Rozumiesz, zbyt emocjonalnie podchodzą do pewnych spraw. Mimo to książka zapowiada się bardzo ciekawie :) Życzę dużo zapału do pisania i przede wszystkim weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Gazelle